Dzisiaj będzie o czymś,
co bardzo lubię i czym naprawdę się interesuję (spokojnie, nie o
mnie. Chociaż może kiedyś...). O modzie! Zdjęć w stylu szafiarek
proszę się nie spodziewać. Mój styl można określić jednym, w
dodatku niepoprawnym, słowem - śmietnikowy, albo bardziej profesjonalnym - grandżowy xD (chociaż czasem zdarzy
mi się wyglądać w miarę eeee...elegancko). Wrócę jednak do
mody. Nie zamierzam zagłębiać się zbytnio w dorobek polskich
projektantów. Jeżeli chcecie przeczytać coś naprawdę
merytorycznego, to idźcie do innego blogera.
Ja Wam dziś opowiem jak z
modowym tematem radzą sobie stacje telewizyjne. Ostrzegam, że nie
zawsze jest to miłe dla oczu. Zapraszam na pierwszą część
(chyba) trzyczęściowego cyklu!
Najpierw krótkie
wprowadzenie. Jednak nie. Już prawie je napisałam, ale zaczęłam
niebezpiecznie iść w stronę patosu(!!!), więc z niego
zrezygnowałam. Proste!
ZACZYNAMY!
Na początek wezmę się
za Polsat. Konkretnie za jego kobiecą stronę, czyli Polsat Cafe
(swoją drogą nazwa jest nietrafiona, bo przecież prawdziwi
mężczyźni też piją kawę. Ci nieprawdziwi również). Oni tam
naprawdę chcieliby znać się na rzeczy. Wyczuli, że temat mody
może być opłacalny. Niestety jak to bywa w przypadku Polsatu,
wszystkie ich produkcje trochę trącą sianem. Jednak wydaje mi się,
że w zestawieniu z TVNem mieli więcej modnych programów (teraz
ktoś ze stacji niebieskiej kulki powinien ponieść surowe
konsekwencje. Niech czyści stoły!). Wymienię tylko te, które
oglądałam:
1. Moda za 500
źródło: ipla.tv |
Ktoś jeszcze to kojarzy?
Mnie fascynowało. W każdym odcinku występowały cztery
uczestniczki (parami). Każda z nich przywoziła własne ubranka.
Przebierały się w nie i pokazywały jurorom. Koniec. Serio! W tym
programie nie chodziło o nic więcej. Żadne tam ratowanie
zagrożonych gatunków, albo palenie wszystkich golfów świata (nie
znoszę ich!). Zapomniałabym o najważniejszym! Cała stylizacja nie
mogła kosztować więcej niż 500 złotych. Program prowadziła
Agnieszka Maciąg. Jego archiwalne odcinki na pewno są do obejrzenia
gdzieś tutaj.
2. Gwiazdy na Dywaniku
Brzmi, jak tytuł taniego
pornola, co? Nic bardziej mylnego! Ten program prowadziły (nie wiem
czy nadal jest obecny w TV) Joanna Horodyńska+Karolina Malinowska,
potem Joanna Horodyńska+Ada Fijał. Na końcu pozbyto się plusa i
Joasia została sama. Rolą show było wytykanie błędów
stylizacyjnych naszym polskim celebrytkom. Łączył się on z
rubryką w jednym z plotkarskich dwutygodników pt. Impreza.
Obgadywane gwiazdki programu zapewne nie oglądały, ale kto by się
tym przejmował. Co ważne, wszystkie ostrzejsze wypowiedzi prowadzących
natychmiast cytował Pudel.
I na koniec mój ulubiony:
3. Shopping Queen
Tutaj wszystko zasługuje
na uwagę! Już sama piosenka z czołówki nieźle wgryza się w mózg.
Posłuchajcie od 1:07. Kiedyś program prowadziła Sara "900 złotych to
mało pieniążków" Boruc. Producentów wkurzyła jej opinia i
teraz Sara nawet 9 stów za występy w Polsat Cafe nie dostanie. Za
to dostała kopa i musiała wracać do życia bezrobotnej blogerki w
luksusie. Biedna... tzn. Bogata?
Teraz królowej zakupów
szuka Joanna Horodyńska. Żeby jeszcze bardziej utrzeć nosa
bramkarzowej w każdym odcinku ubiera się za kwotę niższą niż
900 zł. A masz Saro!
Jeżeli ktoś nie
widział jeszcze ani jednego odcinka, to już piszę o co tam chodzi.
To jest tak:
Są cztery
uczestniczki w wieku do nieskończoności (moda jest dla
wszystkich!). Na początku każda z nich się przedstawia i mówi,
dlaczego to ona zostanie SQ. Z doświadczenia wiem, że niektóre powinny raczej zostać królowymi domów z miękkimi ścianami...
Potem wszystkie jadą do centrum
handlowego. Tam spotykają Joannę. Podniecają się jej urodą i
stylem. Próbują zgadnąć, ile zapłaciła za stylizację. Nie
podniecają się stylem konkurentek. Dostają dwa tematy stylizacji,
które naprawdę potrafią być dziwne, np. "Kopciuszek",
albo "Kawa z mlekiem" (swoją drogą ja czekam na coś w
stylu "Dzień po imprezie" i "Mój mąż wrócił! Szybko
schowaj się do szafy!").
Następnie każda z pań dostaje
kopertę z pieniędzmi i rusza do sklepów. Na zakupy mają godzinę.
I to jest najzabawniejsza część programu! Panienki biegają,
krzyczą, przymierzają, śpiewają i (niestety) zazwyczaj okropne
ubrania wybierają. W tym czasie do każdej przychodzi Joanna i mówi,
że to jest fajne, albo niefajne. Na uwagę zasługuje pan lektor.
Współczuję mu roboty, ale jednocześnie zazdroszczę cierpliwości i niektórych uwag.
Po zakupach przychodzi czas na wybieg. Najpierw Joanna zaprasza do
studia ekspertów (chociaż ich opinia i tak nie wpływa na wynik. Są
ekspertami i mają być ekspertcy - wiem że nie ma takiego słowa. - W
pierwszej edycji obgadywali uczestniczki z oddali, więc nie musieli
się hamować. Teraz mówią im w twarz co myślą. Szkoda, bo przez to są
mniej uszczypliwi...). Potem panie pokazują się w swoich
stylizacjach i wzajemnie oceniają – słownie i punktowo (w tajnym
lustrzanym pokoju). To jest dopiero ciekawe! Ten program pokazuje, że
kobiety w dwulicowości nie mają sobie równych. Najpierw mówią:
Wyglądasz w tym świetnie!, a potem sam na sam z kamerą i
dwudziestoma widzami dodają: "To było do niczego. Ona nie
potrafi się ubrać". I tak jest w każdym odcinku, który
widziałam, a widziałam każdy :D!
Po dwóch stylizacjach sumuje się
punkty uczestniczek i wręcza koronę królowej (mniej ważne) oraz
czek o wartości 2500 zł na zakupy (najważniejsze). Na koniec są
kwiaty, uściski i fałszywe uśmiechy.
Polecam Shopping Queen!
Szczególnie jeżeli interesuje Was socjologia, psychologia i moda oraz kobiety z
problemami.
W ten sposób do tematu
podchodzi Polsat. W następnej części zajmę się TVNem. Nie
mogłam przecież opisać tych dwóch stacji w jednym poście. Mam
nadzieję, że to zrozumiecie i wrócicie po więcej.
cdn...
Zadrogi rebus skradł moje serce <3
OdpowiedzUsuń