sobota, 16 maja 2015

Moda w telewizji, nie zawsze z sukcesem

 Dzisiaj będzie o czymś, co bardzo lubię i czym naprawdę się interesuję (spokojnie, nie o mnie. Chociaż może kiedyś...). O modzie! Zdjęć w stylu szafiarek proszę się nie spodziewać. Mój styl można określić jednym, w dodatku niepoprawnym, słowem - śmietnikowy, albo bardziej profesjonalnym - grandżowy xD (chociaż czasem zdarzy mi się wyglądać w miarę eeee...elegancko). Wrócę jednak do mody. Nie zamierzam zagłębiać się zbytnio w dorobek polskich projektantów. Jeżeli chcecie przeczytać coś naprawdę merytorycznego, to idźcie do innego blogera. 


Ja Wam dziś opowiem jak z modowym tematem radzą sobie stacje telewizyjne. Ostrzegam, że nie zawsze jest to miłe dla oczu. Zapraszam na pierwszą część (chyba) trzyczęściowego cyklu!

Najpierw krótkie wprowadzenie. Jednak nie. Już prawie je napisałam, ale zaczęłam niebezpiecznie iść w stronę patosu(!!!), więc z niego zrezygnowałam. Proste!

ZACZYNAMY!

Na początek wezmę się za Polsat. Konkretnie za jego kobiecą stronę, czyli Polsat Cafe (swoją drogą nazwa jest nietrafiona, bo przecież prawdziwi mężczyźni też piją kawę. Ci nieprawdziwi również). Oni tam naprawdę chcieliby znać się na rzeczy. Wyczuli, że temat mody może być opłacalny. Niestety jak to bywa w przypadku Polsatu, wszystkie ich produkcje trochę trącą sianem. Jednak wydaje mi się, że w zestawieniu z TVNem mieli więcej modnych programów (teraz ktoś ze stacji niebieskiej kulki powinien ponieść surowe konsekwencje. Niech czyści stoły!). Wymienię tylko te, które oglądałam:

1. Moda za 500

źródło: ipla.tv
 
 
Ktoś jeszcze to kojarzy? Mnie fascynowało. W każdym odcinku występowały cztery uczestniczki (parami). Każda z nich przywoziła własne ubranka. Przebierały się w nie i pokazywały jurorom. Koniec. Serio! W tym programie nie chodziło o nic więcej. Żadne tam ratowanie zagrożonych gatunków, albo palenie wszystkich golfów świata (nie znoszę ich!). Zapomniałabym o najważniejszym! Cała stylizacja nie mogła kosztować więcej niż 500 złotych. Program prowadziła Agnieszka Maciąg. Jego archiwalne odcinki na pewno są do obejrzenia gdzieś tutaj.


2. Gwiazdy na Dywaniku
 

Brzmi, jak tytuł taniego pornola, co? Nic bardziej mylnego! Ten program prowadziły (nie wiem czy nadal jest obecny w TV) Joanna Horodyńska+Karolina Malinowska, potem Joanna Horodyńska+Ada Fijał. Na końcu pozbyto się plusa i Joasia została sama. Rolą show było wytykanie błędów stylizacyjnych naszym polskim celebrytkom. Łączył się on z rubryką w jednym z plotkarskich dwutygodników pt. Impreza. Obgadywane gwiazdki programu zapewne nie oglądały, ale kto by się tym przejmował. Co ważne, wszystkie ostrzejsze wypowiedzi prowadzących natychmiast cytował Pudel. 

I na koniec mój ulubiony:

 3. Shopping Queen



Tutaj wszystko zasługuje na uwagę! Już sama piosenka z czołówki nieźle wgryza się w mózg. Posłuchajcie od 1:07. Kiedyś program prowadziła Sara "900 złotych to mało pieniążków" Boruc. Producentów wkurzyła jej opinia i teraz Sara nawet 9 stów za występy w Polsat Cafe nie dostanie. Za to dostała kopa i musiała wracać do życia bezrobotnej blogerki w luksusie. Biedna... tzn. Bogata?
Teraz królowej zakupów szuka Joanna Horodyńska. Żeby jeszcze bardziej utrzeć nosa bramkarzowej w każdym odcinku ubiera się za kwotę niższą niż 900 zł. A masz Saro!




Jeżeli ktoś nie widział jeszcze ani jednego odcinka, to już piszę o co tam chodzi.

To jest tak: 

 Są cztery uczestniczki w wieku do nieskończoności (moda jest dla wszystkich!). Na początku każda z nich się przedstawia i mówi, dlaczego to ona zostanie SQ. Z doświadczenia wiem, że niektóre powinny raczej zostać królowymi domów z miękkimi ścianami...

Potem wszystkie jadą do centrum handlowego. Tam spotykają Joannę. Podniecają się jej urodą i stylem. Próbują zgadnąć, ile zapłaciła za stylizację. Nie podniecają się stylem konkurentek. Dostają dwa tematy stylizacji, które naprawdę potrafią być dziwne, np. "Kopciuszek", albo "Kawa z mlekiem" (swoją drogą ja czekam na coś w stylu "Dzień po imprezie" i "Mój mąż wrócił! Szybko schowaj się do szafy!"). 

Następnie każda z pań dostaje kopertę z pieniędzmi i rusza do sklepów. Na zakupy mają godzinę. I to jest najzabawniejsza część programu! Panienki biegają, krzyczą, przymierzają, śpiewają i (niestety) zazwyczaj okropne ubrania wybierają. W tym czasie do każdej przychodzi Joanna i mówi, że to jest fajne, albo niefajne. Na uwagę zasługuje pan lektor. Współczuję mu roboty, ale jednocześnie zazdroszczę cierpliwości i niektórych uwag.

 Po zakupach przychodzi czas na wybieg. Najpierw Joanna zaprasza do studia ekspertów (chociaż ich opinia i tak nie wpływa na wynik. Są ekspertami i mają być ekspertcy - wiem że nie ma takiego słowa. - W pierwszej edycji obgadywali uczestniczki z oddali, więc nie musieli się hamować. Teraz mówią im w twarz co myślą. Szkoda, bo przez to są mniej uszczypliwi...). Potem panie pokazują się w swoich stylizacjach i wzajemnie oceniają – słownie i punktowo (w tajnym lustrzanym pokoju). To jest dopiero ciekawe! Ten program pokazuje, że kobiety w dwulicowości nie mają sobie równych. Najpierw mówią: Wyglądasz w tym świetnie!, a potem sam na sam z kamerą i dwudziestoma widzami dodają: "To było do niczego. Ona nie potrafi się ubrać". I tak jest w każdym odcinku, który widziałam, a widziałam każdy :D! 

Po dwóch stylizacjach sumuje się punkty uczestniczek i wręcza koronę królowej (mniej ważne) oraz czek o wartości 2500 zł na zakupy (najważniejsze). Na koniec są kwiaty, uściski i fałszywe uśmiechy. 
Polecam Shopping Queen! Szczególnie jeżeli interesuje Was socjologia, psychologia i moda oraz kobiety z problemami.

W ten sposób do tematu podchodzi Polsat. W następnej części zajmę się TVNem. Nie mogłam przecież opisać tych dwóch stacji w jednym poście. Mam nadzieję, że to zrozumiecie i wrócicie po więcej. 

cdn...

1 komentarz: