piątek, 17 lipca 2015

Nie potrzebny Ci kolędnik gdy masz Zadrogi (choć tani) Wakacyjny Niezbednik!

Znacie ten weselno-ślubny przesąd, że trzeba mieć coś starego, nowego, niebieskiego i pożyczonego? To taki niezbędnik, coby małżonkom się dobrze wiodło. Nie wiem czy działa, bo męża póki co mieć nie zamierzam. Wiem na pewno, że jeżeli facet woli młodszą koleżankę z bloku naprzeciwko, to nie można o to obwiniać braku niebieskich starych rajstop z szafy babci podczas ożenku. 



Tym oto dziwnym wstępem chciałabym Cię zaprosić do zapoznania się z wakacyjnym niezbędnikiem. Oczywiście nie oznacza to, że sama z tego korzystam. Ja nie, ale ludzie (Podlascy Turyści na Mazurach) których często spotykam z pewnością. To właśnie będzie o nich no i dla nich. Taki człowiek na pytanie "skąd jesteś" odpowiada w następujący sposób (sytuacja zmyślona na potrzeby posta, ale pewnie mogła się kiedyś wydarzyć):

    JA: Skąd jesteś?
    PTnM: Z Warszawy.
    JA: Serio?
    PtnM: Tak właściwie to z okolic Ostrołęki, bliżej Łomży, niedaleko Kolna. Właściwie to jestem spod Kolna. W Warszawie byłem tylko raz. Przejeżdżałem. Obok. Obwodnicą. Ale widziałem PkiN! W telewizji.

Dziękuję, nie lubię takich "turystów". Zostawiają po sobie zbyt wiele metalowych piwnych pamiątek. Uniosłam się. Do rzeczy.

Zapraszam na Zadrogi (choć tani) Wakacyjny Niezbędnik Podlaskiego Turysty na Mazurach!

1. Muzyka! Jest bardzo ważna. W końcu nic nie ma takiej siły zagłuszania bezsensownych rozmów, jak głośne dźwięki wydobywające się z naszego golfa trójki. Ja takiego golfa nie mam. Wiem jednak, że wiele osób ma, a szczególnie typ podlaskiego turysty na Mazurach. Jaki rodzaj muzyki preferuje taki osobnik? Oczywiście DISCO POLO!!! Musi być duuużo bitu BUM! BUM! BUM!, jakiś tekst w rodzaju: "Kiedy Cię poznałem, to się zakochałem, ale ty mnie nie chciałaś, bo już kogoś miałaś, kwiaty Ci kupiłem i już Cię zdobyłem". Wówczas Podlaski Turysta skacze i się bawi, a mój żołądek wraz z mózgiem zawiązują pakt, żeby jak najszybciej doprowadzić do mojego zgonu.

2. Skoro już o aucie wspomniałam, to jest ono kolejnym ważnym elementem. Gofl trójka. Podrasowany u wujka Wieśka "na warsztacie". Z nowymi felgami i pokrowcem na kierownicę. Obowiązkowo musi też być bez tłumika i z tym takim dziwnym kogutem z tyłu. Ma mieć fajne naklejki, najlepiej smoka ziejącego ogniem. No i oczywiście dobre nagłośnienie, bo nikt nie powinien mieć wątpliwości, który Golf 3 rządzi na tym kartoflisku!

3. Mamy już samochód, a w nim "muzykę". Teraz trzeba zadbać o stylówę. Żadnej koszulki - to na pewno. Ma być goła klata. To nic, że o siłowni się zapomniało. Skoro można natomiast nauczyć się anatomii żeber, albo wręcz przeciwnie – zacząć szacować ile piw potrafi pomieścić ten ludzki bojler. Same plusy. Dodatkowo spodnie typu dżinsy albo nieśmiertelny dres, ażeby zapodać sportowego szyku. Jeżeli zrobi się chłodniej, to w bagażniku zawsze czeka pseudo hiphopowa bluza. Może być też smokiem, żeby do naklejek na rydwanie pasowała.

4. Jest muzyka, samochód i outfit. Czego jeszcze brakuje? Dziewczyny. To znaczy kobiety. Podlaski Turysta na Mazurach nie może wypoczywać sam. Dlatego, oprócz kraty piwa, zabiera swoją miłość. Ona też musi się jakoś prezentować. Białe kozaki już dawno nie obowiązują. Teraz panuje wolna amerykanka. Jedyne co się nie zmieniło, to kolor włosów: spalony blond lub zwęglona czerń, czasem też ognisty pomarańcz.

5. Jest muzyka, samochód, stylówa i panna. Jeszcze tylko duża ilość alkoholu, najtańsza kiełbasa z Biedronki i można szaleć.
Trzeba pamiętać, że prawie każdy Podlaski Turysta na Mazurach wszystkie śmieci zostawia w miejscu przebywania. Dla potomnych. Albo żeby znaleźć swoją miejscówkę w następnym roku. 

Specjalnie dla Ciebie mój (Za)Drogi czytelniku zrobiłam rysunek poglądowy:
 

Apeluję, żeby wykopać im tam jakieś jezioro.

*Ten tekst nie dotyczył nikogo konkretnego. Po prostu, opisałam swoje obserwacje. Jeżeli poczułeś się urażony, to znaczy, że sam tak się właśnie zachowujesz. Wówczas postaraj się zmienić. Nie. Po prostu się zmień, a przynajmniej zabieraj swoje śmieci ze sobą. Jeśli natomiast to Ciebie nie dotyczy, to nie żyw do mnie urazy, bo nie masz powodu.

A może znasz inne typy turystów? Chętnie dowiem się czegoś więcej na ten temat.

Do następnego razu :D. Pozdrawiam gorąco i życzę udanych wakacji i urlopów :).


sobota, 27 czerwca 2015

Nagradzam czekanie! Oto Zadrogie Podsumowanie! #5

Coraz rzadziej piszę. Im bardziej chcę, tym bardziej moja kanapa/telewizor i w ogóle wszystko wokół chce mi te chęci osłabić. Ja nie mam z tym nic wspólnego!

A teraz poważniej. Miałam na głowie sesję, a potem wyprowadzkę. Uwierz mi na słowo pisane, że nadal do końca się nie rozpakowałam. A minął już tydzień! Znając mnie od 23 lat wiem, że prędko tego nie zrobię. Taki już mój "urok". Przejdę jednak do tematu właściwego.

Przygotuj się na Zadrogie Podsumowanie nr 5. 


1.

Wiesz, że Iwona Węgrowska urodzi już za tydzień? Teraz pewnie zadajesz sobie następujące pytania:

Kim jest Iwona Węgrowska?
Dlaczego ma mnie obchodzić, że niedługo się pomnoży?

A kiedy już zobaczysz jej zdjęcie zapytasz:

Kto w ogóle miał ochotę ją zapłodnić?

Na ostatnie pytanie odpowiedzi nie znają nawet buddyjscy mnisi. Na wcześniejsze nie chce mi się odpowiadać.

Ale do rzeczy. Iwona rodzi już niedługo, a o wszystkim okołoporodowym informuje na bieżąco. Dzięki temu wiem, że jej córeczka będzie miała na imię Lilia. Serio. Już nie lubię tych kwiatów. Dzieci też nie lubię. Wszystko się zgadza.



2.

Inna celebrytka postanowiła zwrócić na siebie uwagę jedynie przy pomocy nowej fryzury. Dodam, że niezbyt twarzowej. Patricia Kazadi, bo o niej mowa, już nie chce być ładna. Tak mój ZaDrogi Czytelniku! Woli być brzydka, bo wtedy czuje się sobą. Sama to powiedziała. Dodała, że uroda jej "nie jara", a nowy wizerunek jest swego rodzaju oczyszczeniem. Ja nie wiem, co ona chciała sobie oczyścić. Chyba poprzez ścięcie włosów pozbyła się też kawałka tego co jest pod nimi.
Jej nowy singiel także nie powalił mnie na kolana. Na pewno nie będzie musiała z niego oczyszczać żadnej listy przebojów.


 3.

No i nareszcie NIUS dnia: Brat Rafała Maślaka – Olek – nie dostał się do Top Model! Smutek, płacz i powrót do fabryki tubek (tam pracuje nasz grzybek). Przy okazji pożalił się, że producenci przez cały dzień castingu nie dali przyszłym/niedoszłym modelom jeść. No HALO! Modele i modelki przecież nie jedzą! Jeżeli Maślak chciał się wyłamać, to mógł ze sobą wziąć coś na przekąskę. Opakowanie wacików na przykład. Mógłby wtedy podtuczyć konkurencję i zwiększyć swoje szanse. A tak? Był głodny na darmo. Olku, lepiej nadal stój w cieniu braciszka, bo zbliżają się upały.



Na tym zakończę. Obiecuję, że od teraz posty będą się pojawiały prawie regularnie (prawie, bo znam siebie i musiałam zostawić "furtkę"). Do przeczytania!

Miłych wakacji ZaDrogi Czytelniku!!!

Ps. Trochę zmieniłam wygląd bloga. Jeżeli jest gorzej, to daj mi znać. Możesz też śledzić moje nudne życie na Instagramie (ka8_8zet) lub Snapchacie ( również ka8_8zet). Ta ostania aplikacja jest moim nowym uzależnieniem ;).

piątek, 29 maja 2015

Zadrogie Podsumowanie 4


Dawno się nie widzieliśmy, co? W myśl zasady, że tylko winni się tłumaczą, ja też powinnam to zrobić. Mam teraz bardzo dużo pracy związanej z...z...z bardzo ważnymi sprawunkami, którymi zajmują się bardzo zajęci ludzie. Właśnie dlatego nie miałam czasu na napisanie czegokolwiek.



Poprzedni post spokojnie czeka na kontynuację, bo teraz zajmę się już czwartym Zadrogim Podsumowaniem.

Bez większych wstępów: START!

1.

Dzisiaj jest piątek. Jednak nie taki zwykły. Dziś jest czarny piątek. Piątek bez Tańca z Gwiazdami! Tydzień temu Polsat zakończył nadawanie trzeciej (tak naprawdę, to pewnie 17) edycji show. Zwyciężyli moi faworyci, czyli Krzysztof Wieszczek i Agnieszka "Nie chcę już być Bożenką z Klanu" Kaczorowska. Kibicowałam im. Wydałam nawet ponad 7 złotych na smsy. Było warto, chociaż za drogo...
Ogólnie odcinek finałowy niczym nie różnił się od innych. Tyle samo kiczu, łez Tatiany Okupnik i suchych, niczym skóra aligatora opalającego się na pustyni, żartów Ani Głogowskiej i reszty ferajny. Jednak już teraz wiem, kto będzie nowym uczestnikiem jesiennego festiwalu pląsów. Sławomir Uniatowski!!! Oprócz tego, że jest przystojny, to jeszcze śpiewał kiedyś z Marylą Rodowicz. Coś dla ucha, oka i naszych rodziców.

 2.

Teraz od tańców płynnie przejdźmy do śpiewów. Zaraz po emocjonującym piątku nadeszła gorąca sobota. Wraz z nią 60. finał Konkursu Eurowizji. Jak już zapewne wiecie wygrała Szwecja. Tym razem męski zarost idealnie skomponował się z męskimi ubraniami i głosem pana reprezentanta. Monika Kuszyńska niestety nie powaliła na kolana swoim występem. Aż chciałoby się napisać "wiedziałam, że tak będzie...". No i napisałam!

3.
Kiedy już zeszły z nas eurowizyjne emocje mogliśmy w końcu skupić się na Ojczyźnie. W niedzielę (24 maja) odbyły się wybory prezydenckie. Może nie jest to zbyt show-biznesowe, ale nie mogłam tego nie zarejestrować. Poza tym, prawe eksprezydent Bronisław Komorowski sam chciał spróbować show-biznesowej kiełbasy i w tym celu zasiadł na kanapie u Wojewódzkiego. Nie wiem jak Wy, ale ja mam Kubusia powoli dość. Wydaje mi się, że nawet Karol Strasburger bardziej się rozwinął w kwestii żartów. Kubo zejdź już ze sceny, weź za rękę swojego chłopaka swoją dziewczynę, wsiądźcie razem do jakiegoś drogiego samochodu i won do Rosji!



 4.
Słowo Rosja trochę kojarzy mi się ze słowem Rosati. Weroniką Rosati. Tak, bo oba wyrazy są na "R". Oglądałam ostatnio nową wersję Dziecka Rosemary. Jest to dwuodcinkowy serial, czyli "nakręćmy długi film, podzielmy go na dwie części i nazwijmy to mini serialem". Ogólne wrażenia pozytywne, ale ja nie o tym. Jeszcze przed premierą media plotkarskie pisały, że biedną Weronikę wycieli z produkcji. Guzik prawda! Ona tam gra przez 5 sekund (policzyłam)! Sama widziałam (i Wam pokażę)! Gra prostytutkę, chociaż niestety w akcji jej nie zobaczymy. Mimo to gratuluję zagranicznej kariery! Fajnie, że "naszym" się wiedzie.



To tyle na dziś. Chciałabym móc napisać coś więcej, ale moje natchnienie chyba gdzieś zachlało i jeszcze nie wróciło do domu. Może za tydzień wykrzeszę z siebie coś więcej.

Bywajcie!

 

sobota, 16 maja 2015

Moda w telewizji, nie zawsze z sukcesem

 Dzisiaj będzie o czymś, co bardzo lubię i czym naprawdę się interesuję (spokojnie, nie o mnie. Chociaż może kiedyś...). O modzie! Zdjęć w stylu szafiarek proszę się nie spodziewać. Mój styl można określić jednym, w dodatku niepoprawnym, słowem - śmietnikowy, albo bardziej profesjonalnym - grandżowy xD (chociaż czasem zdarzy mi się wyglądać w miarę eeee...elegancko). Wrócę jednak do mody. Nie zamierzam zagłębiać się zbytnio w dorobek polskich projektantów. Jeżeli chcecie przeczytać coś naprawdę merytorycznego, to idźcie do innego blogera. 


Ja Wam dziś opowiem jak z modowym tematem radzą sobie stacje telewizyjne. Ostrzegam, że nie zawsze jest to miłe dla oczu. Zapraszam na pierwszą część (chyba) trzyczęściowego cyklu!

Najpierw krótkie wprowadzenie. Jednak nie. Już prawie je napisałam, ale zaczęłam niebezpiecznie iść w stronę patosu(!!!), więc z niego zrezygnowałam. Proste!

ZACZYNAMY!

Na początek wezmę się za Polsat. Konkretnie za jego kobiecą stronę, czyli Polsat Cafe (swoją drogą nazwa jest nietrafiona, bo przecież prawdziwi mężczyźni też piją kawę. Ci nieprawdziwi również). Oni tam naprawdę chcieliby znać się na rzeczy. Wyczuli, że temat mody może być opłacalny. Niestety jak to bywa w przypadku Polsatu, wszystkie ich produkcje trochę trącą sianem. Jednak wydaje mi się, że w zestawieniu z TVNem mieli więcej modnych programów (teraz ktoś ze stacji niebieskiej kulki powinien ponieść surowe konsekwencje. Niech czyści stoły!). Wymienię tylko te, które oglądałam:

1. Moda za 500

źródło: ipla.tv
 
 
Ktoś jeszcze to kojarzy? Mnie fascynowało. W każdym odcinku występowały cztery uczestniczki (parami). Każda z nich przywoziła własne ubranka. Przebierały się w nie i pokazywały jurorom. Koniec. Serio! W tym programie nie chodziło o nic więcej. Żadne tam ratowanie zagrożonych gatunków, albo palenie wszystkich golfów świata (nie znoszę ich!). Zapomniałabym o najważniejszym! Cała stylizacja nie mogła kosztować więcej niż 500 złotych. Program prowadziła Agnieszka Maciąg. Jego archiwalne odcinki na pewno są do obejrzenia gdzieś tutaj.


2. Gwiazdy na Dywaniku
 

Brzmi, jak tytuł taniego pornola, co? Nic bardziej mylnego! Ten program prowadziły (nie wiem czy nadal jest obecny w TV) Joanna Horodyńska+Karolina Malinowska, potem Joanna Horodyńska+Ada Fijał. Na końcu pozbyto się plusa i Joasia została sama. Rolą show było wytykanie błędów stylizacyjnych naszym polskim celebrytkom. Łączył się on z rubryką w jednym z plotkarskich dwutygodników pt. Impreza. Obgadywane gwiazdki programu zapewne nie oglądały, ale kto by się tym przejmował. Co ważne, wszystkie ostrzejsze wypowiedzi prowadzących natychmiast cytował Pudel. 

I na koniec mój ulubiony:

 3. Shopping Queen



Tutaj wszystko zasługuje na uwagę! Już sama piosenka z czołówki nieźle wgryza się w mózg. Posłuchajcie od 1:07. Kiedyś program prowadziła Sara "900 złotych to mało pieniążków" Boruc. Producentów wkurzyła jej opinia i teraz Sara nawet 9 stów za występy w Polsat Cafe nie dostanie. Za to dostała kopa i musiała wracać do życia bezrobotnej blogerki w luksusie. Biedna... tzn. Bogata?
Teraz królowej zakupów szuka Joanna Horodyńska. Żeby jeszcze bardziej utrzeć nosa bramkarzowej w każdym odcinku ubiera się za kwotę niższą niż 900 zł. A masz Saro!




Jeżeli ktoś nie widział jeszcze ani jednego odcinka, to już piszę o co tam chodzi.

To jest tak: 

 Są cztery uczestniczki w wieku do nieskończoności (moda jest dla wszystkich!). Na początku każda z nich się przedstawia i mówi, dlaczego to ona zostanie SQ. Z doświadczenia wiem, że niektóre powinny raczej zostać królowymi domów z miękkimi ścianami...

Potem wszystkie jadą do centrum handlowego. Tam spotykają Joannę. Podniecają się jej urodą i stylem. Próbują zgadnąć, ile zapłaciła za stylizację. Nie podniecają się stylem konkurentek. Dostają dwa tematy stylizacji, które naprawdę potrafią być dziwne, np. "Kopciuszek", albo "Kawa z mlekiem" (swoją drogą ja czekam na coś w stylu "Dzień po imprezie" i "Mój mąż wrócił! Szybko schowaj się do szafy!"). 

Następnie każda z pań dostaje kopertę z pieniędzmi i rusza do sklepów. Na zakupy mają godzinę. I to jest najzabawniejsza część programu! Panienki biegają, krzyczą, przymierzają, śpiewają i (niestety) zazwyczaj okropne ubrania wybierają. W tym czasie do każdej przychodzi Joanna i mówi, że to jest fajne, albo niefajne. Na uwagę zasługuje pan lektor. Współczuję mu roboty, ale jednocześnie zazdroszczę cierpliwości i niektórych uwag.

 Po zakupach przychodzi czas na wybieg. Najpierw Joanna zaprasza do studia ekspertów (chociaż ich opinia i tak nie wpływa na wynik. Są ekspertami i mają być ekspertcy - wiem że nie ma takiego słowa. - W pierwszej edycji obgadywali uczestniczki z oddali, więc nie musieli się hamować. Teraz mówią im w twarz co myślą. Szkoda, bo przez to są mniej uszczypliwi...). Potem panie pokazują się w swoich stylizacjach i wzajemnie oceniają – słownie i punktowo (w tajnym lustrzanym pokoju). To jest dopiero ciekawe! Ten program pokazuje, że kobiety w dwulicowości nie mają sobie równych. Najpierw mówią: Wyglądasz w tym świetnie!, a potem sam na sam z kamerą i dwudziestoma widzami dodają: "To było do niczego. Ona nie potrafi się ubrać". I tak jest w każdym odcinku, który widziałam, a widziałam każdy :D! 

Po dwóch stylizacjach sumuje się punkty uczestniczek i wręcza koronę królowej (mniej ważne) oraz czek o wartości 2500 zł na zakupy (najważniejsze). Na koniec są kwiaty, uściski i fałszywe uśmiechy. 
Polecam Shopping Queen! Szczególnie jeżeli interesuje Was socjologia, psychologia i moda oraz kobiety z problemami.

W ten sposób do tematu podchodzi Polsat. W następnej części zajmę się TVNem. Nie mogłam przecież opisać tych dwóch stacji w jednym poście. Mam nadzieję, że to zrozumiecie i wrócicie po więcej. 

cdn...

sobota, 2 maja 2015

Czy to ptak? Czy to samolot? Czy to Twoja babcia na paralotni? Nie! To Zadrogie Podsumowanie #3!

Już myślałam, że ta chwila nigdy nie nadejdzie. Naprawdę. Nie sadziłam, że znowu zasiądę do komputera i wystukam frazę ze słowem "podsumowanie". Wiesz dlaczego? Bo kiedy coś sobie obiecuję, to prawie nigdy tego nie wypełniam. Przykłady? Ok! Obiecuję sobie, że już więcej nie przesadzę z imprezowaniem, albo że zacznę oszczędzać... Jedyne co z tego mam, to puste konto i ból głowy (kolejność ma znaczenie). Jednak jak widać czasem jakiś obietnic dotrzymuję. Dlatego zanim rozpalisz grilla zostań chwilę ze mną. Zapraszam na Zadrogie Podsumowanie #3!!!

Dawno już tego nie robiłam, więc wydarzenia, które wezmę dziś pod uwagę mogą być trochę zaśniedziałe...
 1.



Doda. W tym krótkim słowie zawiera się tak wiele innych. Dawna królowa muzyki pop zasugerowała ostatnio, że chętnie zaśpiewałaby coś w duecie z Edytą Górniak! Tak, o tej Edycie piszę. Tej, której piosenkę pt. "Kolorowy wiater" (wiem, że tytuł jest trochę inny ;p) śpiewam podczas powrotu z każdej imprezy. Mam na to świadka – świadkową. Wracam już do tematu. Doda bardzo by chciała sobie z Edzią powyć. Znalazł się nawet kompozytor niedoszłego duetu. Niestety Edytka pomysł wyśmiała. A szkoda, bo oczami wyobraźni widziałam ich wspólny klip. Nawet wiem, jak mogłaby zaczynać się piosenka. "Jestem kobietąąąąąą i fajna dżaga ze mnie jest! Oł jea".

Zostanę jeszcze przy Dodzie. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale była Majdanowa ma nowego faceta! Emila! I tyle o nim. Podobno mieli się rozstać, ale dzięki Instagramowi pokazali, że nadal są razem. Media społecznościowe naprawdę łączą ludzi...


2.



Już dzisiaj skończy się nowy show TVNu Mali Giganci. Ja tego nie oglądałam, bo nie przepadam za śpiewającymi/tańczącymi/mówiącymi i w ogóle istniejącymi dziećmi. Jednak muszę przyznać, że dzięki temu programowi wiem, że Chylińska grubością coraz bardziej przypomina kartkę papieru, a Superniania jest oburzona (nie do końca wiem czym, ale chyba żałuje, że to nie ona siedzi w jurorskim fotelu).


3.


 
Za to inne, już dorosłe, dziecko telewizji postanowiło namącić sobie w celebryckim życiu. Mam na myśli Bożenkę z Klanu, to znaczy Agnieszkę Kaczorowską. Flagowa tancerka Tańca z Gwiazdami zwierzyła się ostatnio, że w mężczyznach pociąga ją inteligencja, a nie umięśniona klata. Niby normalne słowa, ale znalazł się ktoś, kogo to zabolało. W myśl zasady uderz w stół, a nożyce się odezwą. W tym przypadku nożycami okazał się Rafał Maślak (dla niewtajemniczonych Mister Polski – nie mylić z ministrem – i były partner Agi z tanecznego show. Podobno mieli mieć się ku sobie, jednak Rafał miał już inną. I bardzo ją kochał, bo nawet ozdobił dla niej całą łazienkę. Całą. Patrz niżej.). Odpowiedział (bez rzucania nazwiskami), że nie obchodzi go zdanie infantylnych aktorek jednej roli. TAK! Obraził Bożenkę... Panie Rafale, może i jednej, ale za to jakiej! Założę się o piwo, że 9 na 10 osób wie kim jest Bożenka z Klanu i te same 9 osób NIE ma pojęcia kto to Rafał Maślak.



4.

W minionym tygodniu musieliśmy pożegnać się z wodnym show Polsatu. Tak mój (za)Drogi Czytelniku skończyło się Celebrity Splash! Łez wylewać nie będę, bo i tak za dużo wody z tego powodu już się zmarnowało.


5.


 
A na zakończenie zaserwuję Ci trochę polityki. W łagodnym (mdłym) wydaniu. Pani Magdalena Ogórek poszła ostatnio na pokaz mody. Niestety widocznie bardzo się spieszyła i zapomniała przebrać po poobiedniej drzemce. W efekcie wystąpiła ubrana jedynie w halkę (zapewne bardzo drogą. Za drogą). Afera urosła do takich rozmiarów, że mówili o niej w Fucktach. Serio. Na własne oczy słyszałam (xD). Przy okazji dowiedziałam się również, że Pani Ogórek w ogóle nie wie co znaczy ubrać się stosownie do okazji... Pamiętaj! Idź na wybory! Nie pozwól żeby ten kraj reprezentowała osoba w piżamie!Chyba że lubisz bitwy na poduszki...


Na tym skończę, bo nie chcę jeszcze bardziej siebie ani Ciebie wciągać w świat polityki.
A jakie wydarzenia przykuły Twoją uwagę?

Naprawdę to dla mnie ważne. 

Albo nie.

Udanej Majówki!

piątek, 24 kwietnia 2015

10 sposobów na... przetrwanie KACa!



Pisałam ostatnio, że wiosna się zaczęła. Dzisiaj delikatnie do tego nawiązuję, dlatego że chcę użyć magii ciągu przyczynowo-skutkowego...

Uważaj:

Wiosna jest przyczyną imprez (oczywiście przyczyn jest wiele, ale ja wybrałam akurat tę), a skutkiem imprez jest (Kto wie? Kto wie? Każdy wie!) KAC! Moim zdaniem największe bestialstwo, jakie wyrządzono ludzkości! Może jeszcze golfy się załapują...

Czym jest to schorzenie? Otóż KAC, albo rozwijając skrót Koniec.z.Alkoholem.na.Całe.życie (ale tak serio to tylko na ten jeden dzień, potem wszystko wraca do normy ;)), to nic innego, jak alkohol próbujący opuścić nasze ciało. Najczęściej przez głowę, albo żołądek. Kiedy już tak krąży w poszukiwaniu wyjścia, my nie czujemy się najlepiej. Ba! Czujemy się źle, żeby nie napisać bardzo brzydkiego przekleństwa, którego pisownia spędzała sen z powiek niejednemu antyfanowi policji. Jednak musimy sobie z tym jakoś poradzić i przetrwać.

Może Ci się wydawać, że taki post nie ma nic wspólnego z tematyką mojego bloga. Nic bardziej mylnego! Imprezy potrafią być niezłym show, a jeżeli odbywają się w płatnych miejscach, to są biznesem. Show i biznes. Show-biznes właśnie!

 
Przechodzimy do subiektywnych rad (ostrzegam, że nie są podparte jakimikolwiek badaniami):

  1. Śpij. Serio. Śpij jak najdłużej. Jeżeli zabawa skończy się o trzeciej nad ranem, to broń Boże, nie podnoś się z łóżka o 8.00 (no chyba, że o 8.00 wieczorem). W przeciwnym wypadku czeka się wrażenie przebywania na statku, podczas sztormu. Nie polecam.

  2. Pij, ale tym razem jedynie wodę (to chyba każdy wie). Niektórzy radzą to robić jeszcze podczas imprezy. Jednak spójrzmy prawdzie w oczy. Kto ma wtedy czas, żeby po każdym kieliszku wódki wlewać w siebie szklankę wody? Tego typu wskazówki można między bajki wsadzić.

  3. Z nikim nie rozmawiaj. Może to dziwne, ale podczas KACa, najczęściej padają wyrażenia typu: "więcej nie piję", "po co tyle piłem", "co się wczoraj stało", "zazwyczaj mam mocniejszą głowę" i tak dalej... Nie ma sensu zadręczać innych ludzi tego typu wypowiedziami. Lepiej przytul butelkę wody i śpij!

  4. Jednak nie możesz już spać? W takim razie poleż i włącz telewizor. Albo komputer. Teraz będzie coś bardzo ważnego: unikaj programów, które cechują się zbyt dużym dynamizmem. Najlepiej włącz coś przyrodniczego, niech utuli Cię głos Krystyny Czubówny. 

  5. Nie słuchaj disco polo! To jest rada nawet dla niepijących. Tego się nie słucha. Nigdy. A już na pewno nie podczas złego samopoczucia. Mózg może się zbuntować.

  6. Jeżeli jesteś głodny, to zjedz jajecznicę albo kebaba. Naprawdę pomaga. Warunkiem jest to, że nie może Cię mdlić. W tym wypadku zastosuj się do punktu pierwszego. Kebaba zjesz jutro ;).

  7. Unikaj telefonów od rodziców (to jest rada dla tych, którzy z nimi nie mieszkają). Uwierz, że oni ZAWSZE wyczują co wczoraj robiłeś! Najlepiej poczekaj do późnego wieczora i wtedy oddzwoń, w nadziei, że Twój głos wrócił do stanu sprzed imprezy.

  8. Nie wchodź na Fejsbuka, ani portale plotkarskie. Ja ostatnio złamałam tę zasadę. Tak się wciągnęłam w doniesienia o nazistowskiej czapce Michała Witkowskiego, że czułam się źle jeszcze następnego dnia.

  9. Miej otwarte okna (wiem, że powinnam wcześniej to napisać, ale dopiero teraz sobie o tym przypomniałam). Nie ma nic gorszego, niż zaduch w pokoju... Uwierzcie mi na słowo i nos.

  10. Rób wszystko baaaardzo wooooooolno. Powoli pij wodę, powoli śpij, nawet powoli mów. Czasu nie zwolnisz, ale i nie przyspieszysz. Niech to będzie dzień tylko dla Ciebie i Twojego bólu.

      
    To już koniec 10 sposobów na... Oczywiście są one skierowane jedynie do osób pełnoletnich.Cały post rzeczywiście mało miał wspólnego z show-biznesem, ale ja się tym nie przejmuję.
    Kolejnym wpisem wrócę na właściwe tory :)
    A tymczasem życzę udanych imprez!!!

    Może zechcesz podzielić się swoimi doświadczeniami i radami? Chętnie dowiem się czegoś przydatnego na ten temat. Korzystam z wątroby, póki jeszcze mogę :D!

środa, 15 kwietnia 2015

Cudze chwalimy, swego nie znamy!

Do wszystkich, którzy nie mają okien: WIOSNA PRZYSZŁA! Jest jeszcze trochę kapryśna i przez to niesamowicie wkurzająca, ale i tak mnie cieszy. To tyle na temat, który wszystkim odpowiada ;).

Teraz przejdę do rzeczy. Ale nie do tego prawicowego magazynu, spokojnie.

Chciałam zrobić ranking polskich seriali obciachowych kultowych. Pomyślałam jednak, że rankingi są takie pospolite. Wszyscy dziś je robią! Ranking filmów, teledysków, roślin strączkowych, herbaty, skarpetek. W jego ramy mieści się bardzo dużo. Można powiedzieć, że jest to taki post-Apap, czyli do wszystkiego.

Dlatego ranking sobie odpuściłam, ale i tak chcę zostać w tematyce serialowej. Po długim rozmyślaniu, które trwało tyle ile jazda metrem z Ratuszu Arsenał do Marymontu, wreszcie na coś wpadłam. I niestety nie był to umięśniony przystojniak... Wracając do tematu. Dzisiaj przedstawię Ci polskie odpowiedniki zagranicznych serialowych hitów*. Jeżeli w tym momencie chcesz kliknąć na krzyżyk odrzucenia – zrób to. Nie obrażę się, bo i tak na tym nie zarabiam. Jeśli jednak udało mi się Ciebie zatrzymać, to wiedz, że wejdziesz w głąb mojego umysłu i możesz już nie wrócić w tej samej formie. Możesz się też dowiedzieć, że wiele nas łączy...

Zaczynamy!!!

Chciałabym jeszcze zaznaczyć, że nie oglądam zbyt wielu seriali, bo za dużo czasu zajmuje mi gapienie się w sufit. Wiesz – priorytety.

Teraz już naprawdę ZACZYNAMY!

Numer 1.
Ranczo, czyli polskie House of Cards!


Co prawda nie mogę się zdecydować czy polskim Fankiem Underwoodem jest:
a) Czerepach
b) Wójt – Senator
c) Proboszcz – Biskup

Mimo to w obu serialach mamy do czynienia w wielką polityką. Za oceanem jest ona politycznie-polityczna, a tutaj trochę zajeżdża wioską, co akurat pokazuje rzeczywistość. Dlatego, jeżeli czekasz na czwarty sezon HoC, to możesz w tym czasie skupić się na polskiej produkcji. Gwarantuję, że się zawiedziesz, bo amerykańska jest lepsza. Na obronę Rancza mam świetną obsadę, humor i super kolory. Bo kolory się liczą. Bo są kolorowe i w ogóle...


Numer 2.
Pierwsza Miłość, czyli polskie Supernatural

 
Co prawda nie ma tam (w Pierwszej Miłości) dwóch nieziemsko przystojnych braci, ani anioła, ani Króla Piekieł. Właściwie nie wiem co łączy te dwa seriale. Aaaaa nie!!! Już sobie przypomniałam!
W polskim tasiemcu był kiedyś wątek duchów. Jakby nie patrzeć supernaturalny, nie? Mogę jeszcze od siebie dodać, że SPN jest emitowany przez stację, która lubuje się w kiczowatym obrazowaniu rzeczywistości (ale w ten fajny sposób). Z kolei PM pokazywany jest przez Polsat, który również kocha kicz (ale w totalnie niefajny sposób, chociaż Taniec z Gwiazdami lubię).


 
Numer 3.
M jak Miłość, czyli polskie The Walking Dead

 
Wydaje mi się, że obsada polskiego serialu już dawno powinna przejść na emeryturę (z Mroczkami na czele!). Poza tym, Hanka zginęła, a żyje. I ma rodzinę! I jest boska (Boska?)! Jest jeszcze jeden argumet: Simona!!! 


Numer 4.
Na dobre i na złe, czyli House M. D.


Hahahahahahahaha i hahahaha. Nie.
Byłam i jestem fanem (tym się staje, na zawsze) House`a zanim to stało się modne i teraz, kiedy to już zupełnie niemodne. Oba seriale łączy tematyka medyczna. W Na dobre i na złe była kiedyś lekarka, która chodziła o lasce. Polska medycyna to jawna kpina (rym!), a w amerykańskim serialu mamy ogromną dawkę ironii i sarkazmu. Dla niewtajemniczonych kpina, ironia, sarkazm naprawdę potrafią się łączyć ;). Koniec powiązań!


Numer 5.
Barwy Szczęścia, czyli polska Gra o Tron

 
Obu seriali nie oglądam i to je łączy. JA! Serio, nie wiem o co chodzi w obu produkcjach. W tym momencie nie chciałam urazić żadnej z grup oglądających ww. seriale.


Numer 6.
Na Wspólnej, czyli polskie combo!!!

To jedyny tasiemiec, który regularnie oglądam (mea culpa!). Dlatego wiem, czym inspirowali się scenarzyści :D.

1. Seks w wielkim mieście – sceny z Elizą i Jarkiem, Ewą i jej wszystkimi facetami (ale nie na raz).



 2. Breaking Bad – Roman i marihuanowe ciasteczka ;)



 3. House M.D. - Ostrowski, czyli ostry i wybitnie inteligentny ordynator, o dość specyficznym poczuciu humoru i niedbałym stylu ubioru (tutaj obrazka nie będzie i już!)

4. Jane by design - Kasia Berg i jej modowe podrygi

 

5. The Walking Dead - pocałunki Włodka i Marysi (tu też darowałam sobie "grafikę", wiecie jak to mniej więcej wygląda ;p)

6. Veronica Mars - Igor jako domorosły Sherlock, czyli dziennikarz śledczy



Widzisz? Mnóstwo nawiązań!

Dlatego jeżeli zabraknie Ci internetu (odpukaj w cokolwiek) na Twoje ukochane seriale, nie bój się chwycić za pilota od telewizora. Polskie kanały naprawdę mogą Ci zaproponować dużo gorsze (ale zawsze) zmienniki!





*Wszystkie przykłady to mój subiektywny wybór. Sensu się tu nie doszukuj, bo go po prostu nie ma. Nie burz się niepotrzebnie, uśmiechnij, albo przeklnij (każdy ma swój sposób na okazywanie radości). Nie chcę nikogo obrazić, wszytko zmyśliłam, gdyż lubię to robić.